Obecnie odpowiedź jest krótka: wszystko. Każda najdrobniejsza rzecz jest w stanie wpłynąć na nasze zdrowie fizyczne lub psychiczne. Możemy wymienić, przede wszystkim to, co nas otacza: wirusy, bakterie, grzyby, pasożyty, czynniki genetyczne, stres, ale także i głównie CHEMIA, która jest wszędzie: w lekach, w kosmetykach, w powietrzu, w środkach do sprzątania, a także w żywności.
Oczywiście każde jej źródło jest naszym problemem i z to też nie jest tak, że wyłącznie chemia powoduje u nas choroby. Przyczyn upadku naszego zdrowia jest tyle co różnych chorób lub nawet więcej.
Mimo to, postanowiłam poświęcić się tematowi chemii serwowanej nam w poszczególnych produktach żywnościowych, ponieważ uważam, że przedostanie się jej przez układ pokarmowy (do naszego organizmu) jest jedną z najgroźniejszych dróg. Bowiem wszystko, co zjemy zaczyna rozkładać się wewnątrz i zabijać nas od środka. Nie ma chyba gorszej formy zamachu na nasze zdrowie.
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, ile szkodliwych substancji potrafi znajdować się np. w produkcie, który jest przez nas spożywany codziennie przez wiele lat. Ktoś powie, że skoro nie zabił nas do tej pory to nic nam nie będzie? Otóż nie działa to w ten sposób. Są to dawki, które faktycznie nie zabijają od razu (przy silniejszych organizmach, być może wcale nie są w stanie nas uszkodzić), ale jeden związek chemiczny/syntetyczny połączony z drugim równie szkodliwym może spowodować straszne spustoszenie (a pamiętajmy, że nie wszyscy jesteśmy ludźmi o ,,końskim zdrowiu”).
Ktoś inny napisze, że skoro produkty są dopuszczone do sprzedaży, to na pewno są bezpieczne. Nic bardziej mylnego. Oczywiście, produkty przechodzą różne procedury, jednak normy normom nie są równe. Jak wytłumaczyć fakt, że dopuszczone są u nas produkty z substancjami zakazanymi w innych krajach? W Japonii, Australii, USA? Czy ta sama substancja dla nas nie jest już szkodliwa?
Na przykładzie kosmetyków, których są tysiące: Nie każdy kosmetyk jest zatwierdzany jako cały kosmetyk. Zatwierdzane i dopuszczane do obiegu są jego poszczególne substancje. Kosmetyków jest tak wiele, że nikt ,,nie bawi” się w sprawdzanie, czy poszczególne substancje występujące w danych produkcie, połączone ze sobą, nie tworzą szkodliwej substancji! To samo dotyczy żywności, ale przy tym rozwinę się bardziej przy konkretnych produktach. Mało tego, nikt też nie kontroluje, ile jemy i jak mieszamy produkty, które spożywamy. W przypadku np. szkodliwego fluidu sytuacja jest prostsza, bo jest to jeden (miejmy taką nadzieję) fluid na twarzy. Wiadomo jednak, że kiedy spożywamy na śniadanie serki, a po nich batonika, potem ,,zupkę chińską” to spożywamy niesamowite 'combo’ składników chemicznych.
Kolejna osoba stwierdzi pewnie, że nie ma sensu tracić na to czasu i sprawdzać żywności, skoro wszyscy to jedzą i jakoś żyją, a poza tym, skoro chemii jest tak dużo wszędzie, to i tak nie ma to sensu. Otóż ma! I słowo 'jakoś’ żyją też nie jest tu bez znaczenia. Dlaczego mamy się godzić na to, aby JAKOŚ żyć? Czy nie chcemy być zdrowi i mieć szansę na spełnienie swoich marzeń? Szansy, aby jak najdłużej nacieszyć się swoimi bliskimi?
Na logikę: Jeśli zostaną nam podane 4 szklanki z różnymi truciznami (chemia w: powietrzu, jedzeniu, lekach, kosmetykach) i mamy pewność, że po wypiciu 2, nasze szansę na poważną chorobę wzrastają do 50%, po wypiciu 4 do 100%, to pijemy je wszystkie? Jesteśmy samobójcami, lubimy ryzyko? Czy ograniczamy się do 2 lub 3? Pamiętajmy, że zawsze warto zadbać o swoje zdrowie wcześniej, niż potem się leczyć.
Na koniec, chciałabym nadmienić, odpierając od razu argument o tym, że dzięki tym substancjom jedzenie jest smaczniejsze i tańsze. Ze smakiem różnie bywa, ale generalnie substancje koloryzujące nie nadają produktowi NIC poza kolorem. Trujemy się więc, tylko dlatego, że coś nam się podoba, bo ładnie wygląda. Substancje spulchniające moim zdaniem, w kruchych, twardych ciasteczkach też nie mają sensu, ale co kto lubi. Wiem jednak z doświadczenia, że da się upiec pyszne ciasto bez sztucznych dodatków.
To samo tyczy się substancji konserwujących. Nikt mi nie wmówi, że nie można zrobić bez tego np. dobrego ketchupu, bo można! I takie ketchupy też stoją na półkach, tylko trzeba się lepiej, może dłużej porozglądać.
A jeśli chodzi o cenę, to w większości przypadków produkty bez zbędnej chemii biją na głowę te drugie. Przykład budyniu z konserwantami ok. 2zł, przykład budyniu czystego: 70gr.
Nie zawsze to , co droższe oznacza lepsze. Głównie płacimy za markę i chemię.
W mojej ocenie, jeżeli zaczniemy zwracać większą uwagę, na to co kupujemy, producenci będą zmuszeni, do wyeliminowania szkodliwych substancji z naszej żywności, dzięki czemu smak się nie zmieni, co najwyżej daty ważności będą krótsze.
Jeśli chodzi o informacje na temat składu produktów. Nie przeprowadzałam badań, opieram się jedynie na informacjach do tej pory ujawnionych.